sobota, 22 czerwca 2013

Tata Wróbel zagranicą

Żi dopiero wyleciał z gniazda. Pierwszy raz! To było zupełnie niezwykłe doświadczenie. Oczywiście widział z daleka mamę i tatę, a niedaleko latało też jego rodzeństwo, ale tak naprawdę po raz pierwszy w życiu poczuł się samodzielny. Mógł sam zapolować na robaka, albo skubnąć jakiegoś kwiatka. W ogóle mógł robić co chciał. Przynajmniej dopóki o określonej godzinie wracał do gniazda i mówił rodzicom, gdzie i z kim leci. Wspaniałe uczucie! 
To było całkiem niedawno, a przecież Żi czuł, że to prawie jak sen. Mama i Tata w jednym gnieździe. Teraz było zupełnie inaczej. 
W najbliższej okolicy gniazda Żi brakowało jedzenia. Ostatnio źle im się wiodło. Żi był najmłodszy z rodzeństwa Wróbli. Mama Wróbel płakała nieraz, że nie ma czym nakarmić wszystkich dzieci, a Tata Wróbel złościł się, mówiąc głośno, że to nie jest kraj dla niego, że tu nie może zapewnić swojej rodzinie dobrych warunków. A co, kiedy Wróbliki będą starsze? Kto zapewni im dobry życiowy start? Rodzice Wróbel ćwierkali coraz głośniej, a Wróbliki przytulały się do siebie, bo trochę się bały tych wieczornych krzyków. 
W końcu Tata Wróbel poleciał po jedzenie. Bardzo daleko. Na koniec świata. Może nawet więcej niż 2 kilometry! 
Mama Wróbel próbowała wszystko ogarnąć na miejscu, ale jakoś się rozłaziło. Najstarszy Wróblik, Ćwi, zrobił się nieznośny. Nie chciał się uczyć. Jego młodsza siostra, Źa, włóczyła się po okolicy z jakimiś obcymi wróblami i nie chciała w ogóle rozmawiać ani z Mamą Wróbel, ani z małym Żi. Żi czuł się taki samotny. 
Kiedy Tata Wróbel był w pobliżu, zawsze było co robić. Wymyślał Żi i reszcie Wróblików różne zabawy, a kiedy znaleźli dużego robaka, dzielił go dokładnie na Żi, Ćwi, Źa i resztę rodzeństwa. I co z tego, że byli biedni, skoro byli razem? 
Dobrze, że Żi miał swojego najlepszego przyjaciela, Wróblika Ći, mieszkającego w sąsiedztwie. Spędzał z nim dużo czasu, no bo co miał robić?
     - Ći – ćwierkał smutno Żi – tak mi brakuje mojego Tatusia Wróbla. 
     - Wiem, Żi. Jest tak daleko, że nie może was często odwiedzać. To daleka droga, nawet da takiego dużego i odważnego Wróbla. 
     - Ale co mam zrobić, kiedy tak bardzo za nim tęsknię? 
Tak wyglądały ich smutne rozmowy. 
Żi bardzo sobie cenił obecność najlepszego przyjaciela. Wiedział, że chociaż jest mu ciężko zawsze może się zwyczajnie wyćwierkać. I to pomaga. Pomagało też, kiedy przytulił się do Mamy Wróbel. 
Mama Wróbel, taka zajęta, w końcu miała tyle dzieci, a została całkiem sama. Żi powtarzał sobie, że Mamie Wróbel musi być ciężej bez Taty Wróbla niż jemu. On miał przecież swojego przyjaciela Ći, a Mama Wróbel? Tylko urwanie głowy z całą gromadką Wróblików. Nie chciał jej dokładać swoich zmartwień. Przecież Mama Wróbel tak samo tęskniła za Tatą Wróblem. A może nawet bardziej, przecież to jej mąż. 
Pewnego dnia Ći zaćwierkał na Żi, żeby go wyciągnąć z gniazda. Polecieli aż na żywopłot. Czyli na sam koniec ogrodu, w którym wolno się im było bawić. Ći usiadł na gałązce, ale cały czas podskakiwał. 
     - Żi, mam pomysł! – ćwierkał radośnie. – To musi się udać. Na pewno ci to pomoże. 
Żi nie był przekonany. Ogromne podniecenie Ći nie wróżyło nic dobrego. Gdyby Tata Wróbel mógł tu być. Na pewno powstrzymałby Ći od jego głupich pomysłów. Pewnie znów chce coś zbroić, a później tylko będą z tego same problemy! 
Tego dnia Żi miał wyjątkowo podły nastrój. Kiedy rano leciał do Profesora Wróbla, żeby się uczyć latania zawodowego, mijał pewien dom człowieka. I przez okno zobaczył tam… klatkę. Straszne, taka klatka u człowieka w domu. A w środku w klatce prawdziwe ptaki. Zamknięte! Brrrr. No właśnie, zawsze by tak zareagował. Ale nie dziś. Bo dziś zobaczył, że w klatce żyje prawdziwa rodzina Kanarków. Rodzina. Mama Kanarek, Tata Kanarek i Kanarzyki. Wszyscy razem. I co z tego, że w klatce? 
     - Żi, to wcale nie jest pomysł na kolejną drakę! – wyrwał go z zamyślenia Ći. – Wiem, jak możesz być bliżej Taty Wróbla, nawet jeśli on jest tak daleko. 
     - Ale Ći, nie jesteśmy ludźmi! Nie mamy komputerów, żeby wysłać mejla. Nie możemy poćwierkać przez skype’a. Ani nawet napisać listu i wysłać pocztą, choć to takie miłe. Pozostaje tylko czekać, kiedy Tatuś Wróbel przyleci z zagranicy. To wszystko. 
     - I tu się mylisz, Żi. Jest sposób. Zresztą nie tylko jeden. Popatrz – wyciągnął spod skrzydełka liść, na którym wystukał dziobem jak dziurkaczem mnóstwo różnych dziurek i kresek. 
     - Co to jest, Ći? – zaciekawił się Żi. 
     - To jest Lista. 
     - A co to jest Lista? 
     - Nno… - Ći był trochę niepewny. – To takie coś, co robią ludzie, żeby pamiętać. 
     - Nie bardzo rozumiem.
     - Zobacz, na liściu, który sobie rośnie na drzewie przy waszym gnieździe, możesz wycinać dziubkiem takie dziurki. Każda dziurka to jeden dzień. 
     - No i po co? – zniecierpliwił się Żi. 
     - Bo każda dziurka będzie mówiła ci, że minął jeden dzień. A to znaczy, że masz o jeden dzień mniej czekania, aż przyleci Tato Wróbel! – Ći zatańczył na gałęzi. 
     - Aha… - zaczynał rozumieć Żi. 
     - Możesz też robić coś specjalnie dla Taty Wróbla. O, na przykład każdego dnia będziesz kładł mały kawałeczek trawy na stertę. Kiedy Tato Wróbel przyleci i zobaczy, że przygotowałeś tyle sianka, każdego dnia po jednym ździebełku, na pewno cię pochwali, że zadbałeś, żeby miał czym wyremontować wasze gniazdo! 
     - No tak, to fajny pomysł – Żi był wyraźnie ucieszony. – Mógłbym też powiedzieć o tych sposobach Wróblikom! 
     - Jasne, Żi. 
     - I mogę wymyślić więcej takich zabaw, które później pokażę Tacie Wróblowi, żeby wiedział, że codziennie o nim myślałem. 
     - I najważniejsze, Żi. Nie jesteśmy ludźmi i nie możemy się kontaktować z naszymi bliskimi, którzy są daleko. Ale możemy, tak samo jak ludzie, umówić się z nimi. 
     - Ale, że co? – zapytał Żi. 
     - Kiedy następnym razem Tato Wróbel przyleci do gniazda. A ty będziesz już przygotowany, bo będziesz robił dziurki w liściu i dużo innych rzeczy, specjalnie dla Taty Wróbla. No więc, kiedy Tato Wróbel przyleci umów się z nim, że zawsze wieczorem, kiedy już będzie po pracy, a ty po szkole i zabawie, na przykład kiedy Słonko będzie zachodziło, wtedy popatrzysz na to zachodzące Słonko i pomyślisz o Tacie Wróblu. A Tato Wróbel zrobi to samo, tam daleko, gdzie teraz jest. 
     - Moglibyśmy to nawet zrobić razem, Ćwi, Źa, Mama Wróbel i cała nasza rodzinka! 
     - Pewnie. Bo wiesz, to trochę tak, jakby… 
     - … Jakbyśmy byli wszyscy razem – dokończył wzruszony Żi. 



In memoriam IG

sobota, 19 listopada 2011

reumatyzm

palce miała długie
zgrubiałe w stawach

kiedy stawy pamiętały o ciężarach
paliczki wspominały radość pracy

zgrubienia przywoływały wspomnienia śmierci
kości były życiem
stawy pełne bólu
kostki do gry

on jednak nie widział artystki emerytki
tylko dłonie żony


poniedziałek, 24 października 2011

protezy i przeszczepy

dzisiaj robią kapitalne protezy
oszukane choć bez złości mruczą buty
rękawiczki biustonosze
kapelusze z błogostanem na otokach

i przeszczepy robią świetne - kto by pomyślał -
miarowo odlicza tygodnie serce
w opuszku Tomaszowego palca

ballada o spuchniętym kolanie

i nie trzeba było iść daleko
ani rwać winogron z wysokiego słupa
rozdzierać szat w tarninie
pędzić konia Andami-Andromedami
żeby nogę
skręcić
odnaleźć drogę

litery i papier

litery i papier
leżą w szafie mniej ważne
znaki stawiane rękoma bez piór
są bardziej ptasie
bardziej anielskie

w pudełeczkach

w dwóch drewnianych przeszklonych pudełeczkach
na eksponaty
schowali swoje drobiazgi
tuszę i wiek

przebiegnie czas
zanim nabiorą walorów
sztuki
co najmniej

tuszę że wiek

ballada o hotelu

brakowało mi cię hotelu
szopko tych co za gwiazdą się wloką
stopa za stopą
(oko już chwyta za ogon betlejemkę
ale nogi za krótkie urosły na kosmos)
i ty na rogu
jak krowi dzwonek
jak szczeniak z niewyraźnym tyłem
bo migawka nie chwyciła ogona

ty hotel Wytchnienie
dom przed kolejną podróżą
ucieczką do Egiptu