sobota, 19 listopada 2011

reumatyzm

palce miała długie
zgrubiałe w stawach

kiedy stawy pamiętały o ciężarach
paliczki wspominały radość pracy

zgrubienia przywoływały wspomnienia śmierci
kości były życiem
stawy pełne bólu
kostki do gry

on jednak nie widział artystki emerytki
tylko dłonie żony


poniedziałek, 24 października 2011

protezy i przeszczepy

dzisiaj robią kapitalne protezy
oszukane choć bez złości mruczą buty
rękawiczki biustonosze
kapelusze z błogostanem na otokach

i przeszczepy robią świetne - kto by pomyślał -
miarowo odlicza tygodnie serce
w opuszku Tomaszowego palca

ballada o spuchniętym kolanie

i nie trzeba było iść daleko
ani rwać winogron z wysokiego słupa
rozdzierać szat w tarninie
pędzić konia Andami-Andromedami
żeby nogę
skręcić
odnaleźć drogę

litery i papier

litery i papier
leżą w szafie mniej ważne
znaki stawiane rękoma bez piór
są bardziej ptasie
bardziej anielskie

w pudełeczkach

w dwóch drewnianych przeszklonych pudełeczkach
na eksponaty
schowali swoje drobiazgi
tuszę i wiek

przebiegnie czas
zanim nabiorą walorów
sztuki
co najmniej

tuszę że wiek

ballada o hotelu

brakowało mi cię hotelu
szopko tych co za gwiazdą się wloką
stopa za stopą
(oko już chwyta za ogon betlejemkę
ale nogi za krótkie urosły na kosmos)
i ty na rogu
jak krowi dzwonek
jak szczeniak z niewyraźnym tyłem
bo migawka nie chwyciła ogona

ty hotel Wytchnienie
dom przed kolejną podróżą
ucieczką do Egiptu

niedziela, 26 czerwca 2011

swetos

amaro kher
dźiwes he rat
ćhawore
Kreśćuno
ćhonoło dźiwipen

tu phenes paramisia
me phenaw soske na

tu dźiwes me rat
soduj sam swetos

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Barało jiło

tre bała hine eftato ćhon
tre jakha hine keradźi rat
piranoro gilawawa tu sau mro lil
Dewłestar
swetostar

ćhonostar

a me kamaw linaj
tiri barało jiło

niedziela, 19 czerwca 2011

jedziemy

jedziemy do Sącza
po zimnej biegać trawie
łapać deszcz paznokciami

później zebranie w sprawie skansenów
spotkanie z malarzem
po którym więcej się spodziewam
niż nawet po deszczu

jedziemy samochodem w którym się rzyga
więc pod moją nieobecność
nie kradnij wierszy
wystarczy poprosić
bandyto

wiewiórka

była pierwsza
jest wszystkim
co ma czego ja
nie mam
go

wiewiórka
cztery miesiące do przodu
czy coś zmienia?

trzy miesiące raju
na trzy lata długi rachunek
jeśli się liczymy to zważ
najpiękniej kiedy na jednym ogonku
dwie czereśnie
rude

jest wszystkim

środa, 1 czerwca 2011

Romni

wolę ją w dżinsach
pod spódnicą w kwiaty
z uśmiechem bez cekinów
włosami bez złota, ale droga,
droga w jej krwi starsza niż wiek

poniedziałek, 16 maja 2011

Ile to kosztuje

poranek
sikorka
dzwonek na hali
szczyt sosny jak ramię śniegowego płatka
koński pot
kamień przez podeszwę trampka
tlen zamiast nikotyny i reszty
pochód owiec
melodia tęskna z między warg

(czy da się to nagrać?)

żyję trochę na wyrost
dokąd Stwórca nie wystawi rachunku

Byłam w dziurze

Dolina ku Dziurze
a dusza na ramieniu niemiłosiernie ciężka
zaśpiew juhasa w zielonej kurtce
łza
przygięte plecy
mokry nos psa
pachnącego owcami

Dekonstrukcja egoistki

stanęłam goła przed sobą
odbitą w hali i sośnie
{wysoki sądzie, dwa mam pytania}
czy chcę, żeby bolało już zawsze (nie)
czy cię kocham (tak)

ta historia nie ma dobrego zakończenia
ani w ogóle żadnego
(w sumie chujnia)

Poeta

świat do oka
z oka do mózgu
z mózgu do ręki
z ręki do pióra
z pióra na kartkę

w oku szlifowane kolorowe szkiełko
w mózgu kojec z myślami w kojcu parę dziur
w ręce parkinson
w piórze atrament
kartka pognieciona

Szklanki

szklanki z uszami po zewnętrznych stronach stołu
a przecież ty i ja w siebie wklejeni na tej samej krawędzi prostokąta

początek rozstawania

Pożądanie nogi

buta!
czy to
buta?

Łopata szaleństwa

w łęb
po ryju
i po jądrach dla równowagi

żebyś mi się więcej nie ważył
połykać leków

Złość jabłka

robak cię zżera od środka
z zewnątrz ładuje słońce
deszcz nie w porę
do dupy to lato

Zapiski na marginesie Różewicza - życiorys

rok urodzenia
miejsce urodzenia
1979 Tuchów

zakochanie i oduroczenie
siedem razy

zatrudnienie i zwolnienie
trzy i pół raza

nawrócenie i odwrócenie
dwa razy

ucieczka, biegunka
kto wie

mój życiorys kończył się
już kilka razy
raz lepiej raz gorzej

Na później

dobrze mieć dwie nogi
stopy
malowane paznokcie

za paznokciem ziemia
między zębami resztki kanapki
kropla krwi z nosa na biały obrus
na później
ku pamięci

niedziela, 27 lutego 2011

Giorgio Gaber, O bella ciao - wersja: Małe panienki z małych miasteczek

Do śpiewania na melodię:





W małych miasteczkach, na swych usteczkach
małe panienki malują palety barw
a mali chłopcy nie są im obcy
miłość dojrzewa niby larw.

W środku miasteczek, zamiast wycieczek
stoją samotni mężczyźni bez żadnych szans
małe panienki swoje sukienki
noszą dla chłopców z butem glans.

W miasteczkach małych, wśród domków białych
swoich piwonii pilnują staruszki, co
dawno straciły mężów przemiłych,
których wabiły spódnicą.

W małych miasteczkach, na swych usteczkach
małe panienki malują uśmiechy, bo
oddają młode swoją urodę
za ich marzenie, biały dom.

czwartek, 24 lutego 2011

Lili Marlene, Lied eines jungen Wachtpostens - wersja pół-pobożna: O łuskaniu kłosów w szabat

Do śpiewania na melodię:



Szli apostołowie w szabat pośród zbóż,
a że byli głodni, rwali kłosy, cóż.
Wszyściutcy faryzeusze wraz
dziwili się, co to za czas?
Bezbożny w szkodę wlazł!

- Brak szacunku wobec wszystkich świętych praw,
to twoi uczniowie Jezusie, niech to szlag!
Lecz mina kapłanom zrzedła, gdy
wstał Jezus i nakazał, by
wspomnieli Dawida czyn.

Dawid mianowicie, kiedy głodny był
wpadł raz do świątyni, wcale nie na tył,
z ołtarza chleb pożarł, jakiś dar.
Gdy zjadł – to zwiał, nie czekał kar,
od winy tej nie zmarł.

- Wy faryzeusze też robicie dziś,
taką macie pracę, dajcie spokój im,
i też, na dobicie, powiem wam,
że jestem sam szabatu Pan,
możecie skoczyć nam!

O Tomku, co chciał być dorosły

Tam na śniegu, obok domku
został piękny ślad – po Tomku.
Anioł skrzydła miał olbrzymie,
a pod nimi cztery linie.

Na tych liniach, żeby było
równo, ładnie, nie pochyło,
Tomek chciał napisać słowa,
że ten anioł – to jest sowa.

Kłopot mały się pojawił,
kiedy Tomek tak się bawił:
- Jak mam zostać polskim wieszczem,
gdy pisać nie umiem jeszcze?

Sowa, mądre to ptaszysko,
po ptasiemu spisze wszystko.
Anioł też jest mądry pewnie –
myślał mały Tomek gniewnie –

Tylko ja nie umiem liter?
Nie wiem jak się pisze wicher,
albo anioł, albo sowa.
Przecież mądra jest ma głowa!

Chciałby Tomek już do szkoły,
w szkole byłby znów wesoły.
Chciałby Tomek już się uczyć,
ale każą mu się włóczyć.

Każą mu się bawić autem,
a on chciałby zostać skautem.
Wcale nie jest małym chłopcem,
bycie małym jest mu obce!

Wkrótce urósł, był już starszy,
siedział w szkole, czoło marszczył,
uczył pilnie się dzień cały,
bo już przecież nie był mały.

I pomyślał kiedyś smętnie
bycie małym – było piękne,
miast uczonym być dorosłym
trzeba było zostać osłem!

autostradą

na sześćdziesiątym drugim kilometrze
zmarzniętej autostrady
kos w głowie oznajmił swoje zdanie
że Kostusia
co z kosem powiązana nie jest
rodzinnie czy przyjacielsko
ani nawet więzami wrogości
czeka na krańcu drogi
banał dotknął twarz barierkę
ostatni raz
asfalt nieba

ciemniej

im ciemniej pod powiekami
puściej w naczyniu
jałowiej w ustach
tym więcej błysków
anegdot mielonych jęzorem
zębami miażdżonych na melasę

Syzyf z bogami Olimpu
spór ognisty pod górę
toczy toczy toczy
jak pióro lekki
w górę
rurę
sznurem
ruchoma jednoosobowa loża prześmiewcza

im ciemniej pod powiekami
tym więcej w wierszach śmiechu
cały worek słów
a cisza kwiczy

sterani depresją

weterani depresji
suniemy o pół kroku przed siebie
przed resztę
nad ziemią

duszą macamy po omacku
noc
kamienie na ścieżce
śliskie stopy
duszno duszy

miażdżymy na gałęziach
szadź prozaku
ciemne życie
kurwa mać

***

w przeciągu przed pociągiem
zanim powietrze wessie skok
zanim stracę głowę krzyknę
na pohybel miłości
(nie zdążę że kocham)

***

zła muzyka sączyła się rurkami wprost
do mózgu zgubionego

powstawaniu z kałuży towarzyszył
dźwięk ciszy krzyczącej
głośniej głośniej
pragnęło jego serce krzykliwe
cisza była nieustępliwie sucha

wytrawiała wilgoć duszy

wywoływanie ducha
ze smutnego ciała

śmierć czy życie
oboje jedno
w ciele było życie
w duszy śmierć

***

myślałam że samogwałt jest gwałtem na sobie
wyłącznie kiedy jest bólem
bez przyjemności i pamięci

myślałam że wiem co mówię
weteranka depresji

kiedy mimika zwiotczała
grawitacja dopadła kąciki ust
szłam ulicą zabieloną
miażdżąc sól zmarzniętymi obcasami
łapiąc za wzrok przechodniów
i wiarą w wolę podnosząc w górę wargę
(normalni mówią o tym zabiegu uśmiech)
tym razem samogwałt nie samograj
byłam pewna

potrącony przez samochód kot
leżał na poboczu i mruczał

po ilu miarach bólu
zaczyna się rozkosz?

Epitafium na poetkę

Tutaj leży literatka
przepisała całe latka
w Księdze Życia była kleksem
nie wiedziała co to leksem

czwartek, 10 lutego 2011

Zabawa


Pies, kaczuszka oraz kotek
nieśli sobie wełny motek.
Planowali dziś zabawę:
motek wełny wziąć na trawę.

Pies z wełenki zrobił piłkę
i podrzucał ją co chwilkę.
Kot wełenkę zaraz splątał.
Kto to teraz będzie sprzątał?

A kaczuszka w motka środku
piszczy: Hej! Uważaj kotku!
Zaraz będę w błotku cała!
- I tak nocka ich zastała.

Jak Emilka chciała wilka


- Czemu, drogi panie wilku
nie chcesz bawić się z Emilką?
-Bo ja jestem zwierzem dzikim,
więc ja się nie bawię z nikim!

Wilki i inne zwierzęta,
co żyją w leśnych ostępach,
uciekają od człowieka,
więc nie warto na nie czekać!

Lepszy piesek zamiast wilka
i oswoisz go – to chwilka!
Zaraz mocno cię polubi,
z nim się nigdzie nie zagubisz.

Będziesz się nim opiekować –
- nie musisz wilka żałować.
I Emilka nasza mała
odtąd pieska mieć zachciała.

Julka i kotek


Śliczny kotek białobrzuchy
lubił skakać na poduchy.
Całą nockę Julka mała
za tym kotkiem przepłakała.

- Mamo, Julka chce mieć kotka,
z kotkiem jest zabawa słodka.
Kotka można głaskać czule,
kotek by pokochał Julę!

Kotek by rozśmieszał Julkę,
gdyby mu rzucała kulkę
lub kulisty wełny motek.
- Będziesz grzeczna – będzie kotek!

Kto to?


Kto wychyla z norki nosek?
Ktoś, kto lubi spijać rosę?
Może jakiś mały ptaszek?
Może w gości ktoś tu zaszedł?

Może kotek nos wystawia?
Może palec pcha Oktawia?
Może nóżki to motyle?
Czy ujrzymy to za chwilę?

Nosek z dziurki jak perełka,
a za noskiem oczko zerka.
Myszka mała wyskoczyła,
która w ścianie dziurkę ryła.

Patrzy w koło głodna myszka,
a tu serek! – Już go ściska!
Nic ta myszka się nie bała –
i to już bajeczka cała.

Bajeczka o Radku – niejadku


Wiecie, kto tam się ukrywa?
Chłopczyk Radek się nazywa.
Chowa się przed mamą stale,
żeby jeść nie musiał wcale.

Ciągle coś tłumaczy mamie,
dobrze chociaż, że nie kłamie.
Zamiast zjeść omletu z jajek
chce usłyszeć kilka bajek.

Żeby chociaż chleba skubnął.
- Mamo, mamo, gryźć mi trudno!
Mógłby też zjeść obiad cały.
- Mamo, jestem jeszcze mały!

Mama prosi: Zjedz coś, Radek!
Ale z Radka był niejadek,
kiedy chciał zjeść, nawet mało,
ciągle coś się nie składało.

- Zanim usnę, zjem kolację. –
No a później usnął smacznie.
Może zje coś, bo już rano?
- Teraz zjem kolację, mamo!

- Synku, pomyliłeś porę,
kolację się je wieczorem.
Teraz zrobię ci śniadanie.
Dobrze, Radziu? Wymyśl danie.

Chociaż mama miała rację,
Radek chciał tylko kolację!
Gdy przyszła pora obiadu –
po Radku nie było śladu!

Że wymówki były stale
mały Radek nie jadł wcale.
Jak to wszystko się skończyło?
Chłopca połowę ubyło!

Był cieniutki jak przecinek
i miał bardzo smutną minę.
Nie chciał chodzić na spacerek,
nie chciał uczyć się literek.

Nie chciał strzelać więcej z procy,
nie chciał nie spać późno w nocy.
- Nie chcę nawet – w końcu rzecze –
w telewizji mych bajeczek!

Mama strasznie się martwiła,
nie była jak zawsze miła,
często w ukryciu płakała,
bardzo się o synka bała!

Wtedy Radek postanowił,
że nie będzie już tak robił,
że znów zacznie jeść śniadanie,
po co smutno ma być mamie?

Cały zjadał też obiadek,
bardzo grzeczny stał się Radek.
I kolację nawet zjadał,
tatuś wszystkim opowiadał!

Coś się nagle stało z Radkiem,
że już przestał być niejadkiem.
Mama znów się uśmiechała,
Radek rósł – i bajka cała!